Stepy, włoskie kłótnie z latającymi talerzami, wielokrotne powitania każdego dnia, brak prywatności, spędzanie życia na ulicy i omijanie różnych tematów to Apulia oczami Wojtka, który wraz z rodziną dwa lata spędził w miejscowości Gravina di Puglia w sercu Apulii.
Wojtek to ekspert od Jeziora Garda, sprawdźcie jego bloga, transfery i wycieczki rowerowe.
Kasia Münnich: Dziś mieszkacie nad Jeziorem Garda, ale przygodę z Włochami zaczęliście od Apulii, czyli południa Włoch. Skąd pomysł?
Wojtek: W Apulii znaleźliśmy się ze względu na moich rodziców, którzy mieszkają tam już od 15 lat. Początkowo, od 2005 roku, przyjeżdżaliśmy do Apulii na wakacje. Później, dokładnie 5 lat temu, przenieśliśmy się do Apulii na stałe. Dwa lata mieszkaliśmy w miejscowości Gravina di Puglia. To była nasza baza wypadowa. Zwiedziliśmy nie tylko Apulię, ale też sąsiednie regiony: Kalabrię i Bazylikatę.
KM: Z czym kojarzy Ci się region?
W: Mnie Apulia kojarzy się z suchymi stepami. Tam właściwie ciągle jest sucho. Zielonymi można określić sady oliwkowe, chociaż one do końca też zielone nie są. Kojarzy mi się też z zapachami ziół. Nigdzie indziej nie czułem takich zapachów. Zapachu świeżego powietrza. Nie mówiąc już o zapachu świeżego prania, który czuć w miastach. Włoskie płyny to płukania są inne niż polskie. Polskie są bardziej sztuczne, a te włoskie są takie praniowe, świeże.
Apulia kojarzy mi się również z ludźmi, którzy mają takie dziwne spojrzenie, jakby byli przepici kawą.
KM: Tam ciągle pije się kawę w barze. Rano, popołudniu.
W Apulii jest też każdy rodzaj plaż: piaszczyste, kamieniste – mniejsze kamienie i większe kamienie. Plaże kojarzą mi się z dźwiękiem tłuczonych o kamienie ośmiornic, których mięso jest właśnie w ten sposób zmiękczane.
Region kojarzy mi się też z jedzeniem. W barach są panzerotti, takie smażone pierogi, z tym się na północy Włoch nie spotkałem. W Bari codziennie w porcie przypływają rybacy z owocami morza i rybami. Można ich co ranek spróbować w porcie.
KM: Jak czuliście się w Apulii?
W: Przyjeżdżając z Wrocławia do Gravina di Puglia przeżyliśmy duży szok. W polskim dużym mieście żyło się bardzo szybko i indywidualnie. Sąsiedzi się w zasadzie nie znali. Dla mnie szokiem było, że w Gravina di Puglia wszystko słychać. Tam wszystkie kamienice są ze sobą połączone. Jest tak ciasno, że na ulicach nie ma latarni, światła zawieszone są na kamienicach. Kable poprowadzone są na wierzchu po budynkach.
KM: Słyszałam, że również w Albanii kamienice są obwieszone kablami.
W: Wychodząc rano na balkon nie ma takiej możliwości, żeby kogoś nie spotkać. Zawsze albo ktoś wiesza pranie, albo zbiera pranie, albo pali papierosa, albo się rozciąga. Dla mnie było zaskoczeniem, że za każdym razem trzeba było się pozdrowić, obojętnie ile razy widzieliśmy danego dnia. Zawsze padało Buongiorno, ciao czy come stai? Zawsze. To było dla mnie wielkim zdziwieniem.
A druga sprawa, to w Gravina di Puglia zwolniliśmy o 300 procent. We Wrocławiu trzeba było załatwiać wszystko od razu. Prowadziliśmy własną działalność. Jadąc samochodem, załatwiało się trzy rzeczy na raz. A w Apulii wszystko miało swój czas, nie dało się pewnych rzeczy przyspieszyć. Do tego trzeba się było przyzwyczaić. Poza tym, sjesta. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni, że ok. 12.00 – 13.00 dopiero się rozkręcamy po śniadaniu. Wchodzimy na wyższy bieg. A w Apulii długo nie wchodziliśmy na wyższy bieg, bo zaraz po południu trzeba było iść spać. To było dla mnie największe zdziwienie w życiu codziennym.
Charakterystyczne jest też to, że właśnie o 12.00 wszyscy jedzą obiad i w tej ciasnej zabudowie słychać dźwięk widelców obijanych o talerze. Włosi w niedzielę jedli świeży makaron (pasta fresca), a w sobotę rosół, tylko nie taki jak u nas – bardziej „makaronowy” niż wodnisty. Natomiast, we wtorek i piątek ryby.
Sjestę inaczej się odczuwa, kiedy człowiek jest na wakacjach. A jak już się mieszka na południu, to ciężko się przyzwyczaić do załatwiania spraw przez tydzień. Tam jeden tydzień trwał tyle co jeden dzień we Wrocławiu. Nie mogliśmy się do tego przyzwyczaić, dlatego też szukaliśmy nowego miejsca do życia we Włoszech.
KM: I to ciągłe ‘mo. Pytasz kiedy możesz to zrobisz i słyszysz ‘mo te lo faccio. I nigdy nie wiesz czy ‘mo to zaraz, jutro, pojutrze czy nigdy!
W: Już samo to, że w Polsce, jeśli jesteśmy zaproszeni na ślub na 14.00 to przychodzi się kwadrans wcześniej. A w Apulii 14.00 na zaproszeniu sugeruje rozpoczęcie przychodzenia gości. Goście mogą przychodzić nawet dwie godziny. Czeka się z całą ceremonią na nich.
KM: Nawet w kościele?
W: Tak, nawet w kościele. To jest tak, że najzwyczajniej na taki ślub przychodzi połowa miejscowości. Nie potrzeba zaproszenia. Zaproszenia trafiają jedynie do najbliższych ludzi, którzy idą potem na wesele. Na południu Włoch rozwiesza się karteczki na słupach z informacją kto się żeni.
KM: Widziałam też prześcieradła z napisem typu „Si sposano Anna & Marco” (Żenią się Anna i Marco).
W: Zdarzyło nam się być świadkami wesela zorganizowanego na ulicy. Zresztą w Apulii życie toczy się na ulicy. Szczególnie starsi ludzie całymi dniami przesiadują na krzesełkach, patrząc się przed siebie, albo grają w karty.
KM: To piękny widok. W akademiku w Bolonii miałam koleżankę z Kalabrii, która o nim opowiadała i bardzo tęskniła. Jak siedziałam na Gargano (półwysep w Apulii), to patrząc na tamtejsze kamienice z wąskimi schodkami, miałam wrażenie, że starsi ludzie jak już raz wyjdą, to nie mają jak wrócić w czasie dnia.
W: Akurat Graviny di Puglia to nie dotyczy. Większość budynków jest nowych, czyli takich co mają kilkadziesiąt lat. Tu dwudziestoletnie auto jest nowe. Rozumiesz? Traktujesz tydzień jak jeden dzień!
Na parterze zazwyczaj była kantyna z kuchnią letnią, a od pierwszego piętra mieszkania.
KM: Co to znaczy kuchnia letnia?
Większość bloków w Gravina di Puglia czy w Materze budowana była przez rodziny. Kiedyś było tak, że na jednym piętrze mieszkała siostra z rodziną, na kolejnym brat, a jeszcze wyżej rodzice. W zależności od tego jak duża była rodzina, tak wysoki był budynek. Te budynki mają maksymalnie cztery piętra. Na parterze były garaże, tam tez organizowano sobie codzienne życie. Na dole jest zlew, jakaś kuchenka. Tam przygotowywano sos pomidorowy, passata di pomodoro. Na przełomie sierpnia i września suszono migdały, we wrześniu robiono wino, a w grudniu oliwę.
Później te rodziny się posypały, ktoś się przeprowadził, ktoś wyjechał na północ Włoch z nadzieją na bogatsze życie. W tych blokach zaczęli razem ze sobą mieszkać obcy ludzie, chociaż nadal są domy, gdzie mieszkają rodziny.
W południowych domach całymi dniami było słychać kłótnie. Włosi potrafili się tak kłócić, że latały talerze. Natomiast wieczorami siadali razem do kolacji i się śmiali. Dla nas, w związku z tym, że nie znaliśmy języka, to było nie zrozumiałe. Ogólnie kulturowo było to nie zrozumiałe. Włosi mają inny temperament.
Zresztą, w pracy również szefowie krzyczeli. Co więcej, na południu szef potrafił swojego pracownika stuknąć w tył głowy, co dla mnie było zupełnie nie zrozumiałe. Nikt sobie z tego nic nie robił. Mnie na szczęście nikt nigdy tak nigdy nie zrobił.
KM: Oj włoscy szefowie byli zazwyczaj bardzo temperamentni. Miałam takiego w banku Pekao, jak jeszcze należał do włoskiego UniCredit. Krzyczał, pohukiwał i nikt go nie rozumiał, więc wszyscy się bali. A ja go dobrze wspominam!
W: Zresztą jak myślę o Włoszech, to staje mi przed oczami południe Włoch. Tu, gdzie teraz mieszkamy nad Gardą, to dla mnie nie są już prawdziwe Włochy, to taka zwykła Europa. Tam jest zupełnie inna kultura.
KM: W Apulii, podobnie jak w innych południowych nadmorskich regionach, jest dużo wilgoci, to prawda?
W: Tak, w Apulii jest bardzo duży problem z wilgocią szczególnie zimą. W zimie nie jest de facto zimno, ale odczuwalna temperatura jest koło zera. Wtedy w budynkach wychodzi grzyb, a ubrania wyjmowane z szafy są wręcz mokre. Okna parują, że nic nie widać.
Pytaliśmy tubylców jak sobie z tym radzić? Odpowiedź była następująca – wyrównywać temperaturę wewnątrz mieszkania z temperaturą na zewnątrz. To było też dla nas wielkie zaskoczenie, mieszkaliśmy wcześniej we Wrocławiu w bloku, gdzie w zimie jest ciepło.
KM: To już rozumiem dlaczego w akademiku w Bolonii moje koleżanki z południa Włoch, akurat z Kalabrii i z Abruzzo, nie chciały grzać w zimie. Dla nich było za gorąco. A w Bolonii też jest ogromny problem z wilgocią. Co jest jeszcze charakterystyczne?
W: Charakterystyczne dla włoskich miast jest to, że trąbią, żeby się pozdrowić. Na włoskiej ulicy trąbienie oznacza ciao.
Ludzie z Apulii są bardzo życzliwi, tak jak to czuć w czasie wakacji. Jednak z mojego doświadczenia do końca tak nie jest. Apulia jest to też region ludzi słabo wykształconych i to nie jest tak, że ja jestem jakimś mega uczonym człowiekiem. Tam jakieś 90 proc. ludzi kończy tylko podstawówkę, a potem zostają operaio, czyli robotnikami.
Jest też grupa adwokatów, którzy reprezentują całe rodziny. Tam nic nie da się załatwić bez adwokata. Głupia stłuczkę na ulicy załatwia się przez adwokata. Zerwanie umowy z dostawcą internetu również. Niektórzy nie potrafią napisać zwykłego pisma do urzędu. Zdarzało się, że ktoś nie umiał liczyć. Albo nie potrafił mówić po włosku, tylko w dialekcie.
Pracowałem z ludźmi, którzy mieli po 20 lat i nad morzem byli może dwa razy w życiu, a to raptem 30 km. Oni nie wyjeżdżają. Znajduje to potwierdzenie w dialektach. W sąsiedniej Altamurze mówi się innym dialektem niż w Gravinie. Myślę, że ciężko byłoby się dogadać mieszkańcom tych miejscowości, które dzieli zaledwie kilka kilometrów.
KM: Są bardzo przywiązani do swojego miasteczka.
Tak, do tego stopnia, że mieszkańcy Graviny nie chcieli robić zakupów w innym mieście. Nawet kupować chleba w Altamurze, która słynie z wypieku najlepszego chleba we Włoszech. Można się temu dziwić, ale z drugiej strony to po prostu wspieranie własnego biznesu. Ogromna lojalność, którą mają gdzieś głęboko wpojoną.
KM: Jaka jest Gravina di Puglia? A mnie specjalnego wrażenia nie zrobiła, takie zwykłe południowe miasteczko.
W: Gravina di Puglia to jest duże miasteczko. Tam jest bardzo duże zaludnienie. Jeden mieszka na drugim. Wieczorami wyjeżdżają poza miasto na randki w autach. Bo po prostu w domu nie ma gdzie uprawiać seksu, są matka, babka, dziadek. To było tak, że na krańcach miasta, wieczorem stało auto w auto.
Gravina di Puglia to takie zaniedbane turystycznie miasteczko. Turyści odwiedzają niedalekie Materę, Bari czy Polignano a Mare. Gravina słynie z kanionu. To jest ten sam kanion, który jest w Materze. W Gravinie jest mniejszy, przytulniejszy. W kanionie są jaskinie, w których trzymano bydło i mieszkano, tak jak w Materze. Tak było jeszcze bodaj w latach ’80, potem wysiedlono mieszkańców z jaskiń. W Gravinie jaskinie są bardziej dzikie i długie.
W Gravinie jest też stary most. Samochody nie mogą tam już jeździć, ale można po nim chodzić.
KM: To ten most, na którym kręcono nowego Bonda w ostatnie wakacje?
W: Tak, Bond był kręcony przede wszystkim w Materze, ale również w Gravinie.
Wracając do zabytków. To jest bardzo ciekawe na południu Włoch, że wiele mega starych zabytków jest ogólnodostępnych i darmowych. Przykładowo otwarty jest bardzo stary kościół Sant’ Michele zbudowany w jaskini.
We Włoszech w okolicach Graviny i w ogóle na południu są przepiękne miejsca na wesela. Stare murowane domy z ogromnymi posiadłościami. Wjeżdża się tak jak do pałacu w drzewach oliwnych.
KM: Jak wygląda włoskie wesele?
W: Nie trwa tak długo jak w Polsce. Wesele włoskie jest obiadem. Około 14.00 zasiada się do obiadu i o 18.00 wesele się kończy.
KM: Coś tak jak w pierwszej części Ojca Chrzestnego. Czekam jeszcze, że opowiesz o mercato, my w Vieste ciągle czekałyśmy na targ, a na lipiec i sierpień zrobili przerwę!
W: To takie „Czekając na sobotę”. Był taki polski film. Na południu Włoch, mam wrażenie, że czeka się na mercato, czyli cotygodniowy targ. Włosi chodzą na targ całymi rodzinami. Ubóstwiają targi. Na targu kupuje się świeże warzywa, owoce, lokalne bardzo świeże produkty. Jednak przede wszystkim ciuchy. Włosi produkują masę ciuchów, w tym podróbki znanych marek. To są takie Chiny Europy.
KM: Te ciuszki są śliczne!
Tak jak pisał Roberto Saviano w książce „Gomorra”, na południu Włoch istnieją całe strefy, zona industriale, których nie ma na mapie, a które szyją ciuchy.
KM: Wiesz, że przykładowo na Gargano w Vieste imigranci nie sprzedają już torebek? Kiedyś była cała ulica handlowa na Lungomare Mattei. Całkiem ekskluzywna. Nie wiele się różniła od Via Condotti w Rzymie! Nawet wymienić można było na drugi dzień.
W ogóle to jest trudny temat imigracja na południu Włoch. To jest tak, że na południu wie się o wielu rzeczach, ale nikt o tym nie mówi. Czytałem też w Gomorra, ale nie wiem czy to prawda, że Włosi z południa potrafią złożyć się przykładowo na przemyt po 100 czy 150 euro. Potem, im się te pieniądze zwracają z nawiązką.
KM: Ja też słyszałam różne historie, ale tak jak mówisz na południu wszyscy wiedzą kto, ale nikt tego na głos nie mówi. Taki bardzo „delikatny” przykład. Jadę sobie do Lecce drogą SS 16 i jakieś 30 km przed miastem wieczorem śmierdzi dramatycznie, po prostu myślałam, ze się uduszę w aucie. Nie przesadzam. Wpadam do apartamentu, czeka na mnie para właścicieli i pytam, tak trochę w żartach, że chyba śmieci palą przed miastem. A Włosi zdziwieni i, że nie, niemożliwe i zmiana tematu.
Wielu ludzi z takich różnych składkowych interesów tu żyje. Bardzo dużo ludzi też tam pracuje przykładowo rok czasu, a potem idzie na pół roku na bezrobocie. We Włoszech można być na bezrobociu połowę czasu, który się przepracowało, ale nie dłużej niż dwa lata. Dostaje się 80 procent ostatniej busta, czyli wynagrodzenia. Tam było tak, że po roku czasu właściciel firmy rozwiązywał umowę i dalej się pracowało, tylko nieoficjalnie i pobierało zasiłek. To jest fenomen, o którym wszyscy wiedzą. Tam jeśli idziesz do urzędu pracy zarejestrować się jako bezrobotny i tak wszyscy wiedzą, że pracujesz, ale nikt o tym nie mówi.
KM: A jak się jeździ autem na południu Włoch, bo mnie wiele sytuacji zaskoczyło.
Samochody są poobijane, ale chyba nie aż tak jak niektórzy mówią. Chociaż może ja już się do tego może przyzwyczaiłem. Natomiast, na pewno ciężko jest się autem poruszać jeśli chcemy jeździć według zasad wpojonych na kursach. Na południu ten ma pierwszeństwo, kto bardziej zdecydowanie wjeżdża na skrzyżowanie. Tam rzadko kiedy obowiązywały światła. Z reguły obowiązywała zasada prawej strony – 90 proc. skrzyżowań na południu Włoch jest takich. Mimo wszystko, jakoś ten ruch był płynny. Mnie się dobrze jeździło w Apulii. Ogólnie dobrze mi się jeździ we Włoszech.
KM: Co ciekawego jest w okolicy Gravina do Puglia? Które miejscowości Wam się podobały?
Altamura znana jest z jakości chleba. To jest najlepszy chleb we Włoszech. Obok Altamury jest wielka dziura w ziemi. Włosi mówią, że spadł tam wielki meteoryt. Tego na pewno nie ma nigdzie w przewodnikach. Ładnie wygląda. Tam rosną krzaki o cudownych zapachach, każdy innym.
KM: Altamura znana jest też dzięki człowiekowi z Altamury. W jaskini Lamalunga znaleziono najstarszy komplety szkielet człowieka kopalnego datowany na 130 – 170 tysięcy lat.
W: Kojarzę, ale nie byliśmy tam.
Z takich mniej znanych miast poleciłbym Fasano nad morzem. Fasano jest na północ od Bari. Jest tam bardzo fajne zoo safari. Wjeżdża się samochodem do wielkiego parku. To jest mega duże. Jest wiele zwierząt.
KM: A najfajniejsza plaża?
To zależy, kto co lubi. Jedni lubią piasek, inni kamienie. Fajna jest plaża pomodoro w Bari, można sobie tam rozłożyć kocyk na trawie. My akurat nie przepadamy za plażami piaszczystymi.
KM: Która miejscowość Wam się jeszcze podobała w okolicach Bari? Mnie na przykład bardzo podobało się Trani i katedra.
Mnie akurat Trani się nie podoba, bo jest tam bardzo przemysłowo i śmierdzi. Z Trani można popłynąć na pokaz delfinów. Mnie się podobały Barletta i Margherita di Savoia.
KM: Barletta piękna, ale Margherita di Savoia? Nie wiem czy oglądałeś, z dwa lata temu był w kinach w Polsce taki włoski film Dogman w reżyserii Matteo Garrone. Dzieje się na takiej strasznej prowincji pod Neapolem. Nam się skojarzyło, że dokładnie jak w Margherita di Savoia.
W: Nie oglądałem. Ja mówię o plaży a nie o miejscowości. W Margerita di Savoia wydobywa się sól z morza poprzez odsalanie.
KM: Tam obok solanek stoją flamingi. To jest dokładnie wzdłuż drogi na Gargano. Mnie przykładowo bardzo podobało się Ostuni, białe miasto i dalej całe Salento. To w ogóle jest tak, że jak studiowałam w Bolonii i mieszkałam z ludźmi z południa Włoch. To jedni mówili, że są z Apulii, a inni że z Salento. Bo Salento dla nich, chociaż to część regionu Apulia, było już osobną niezależną dzielnicą. Nie wiem jak to wytłumaczyć nie byli z Apulii, tylko z Salento.
W: Lecce, to w Salento, też jest przepiękne. Piękny jest główny plac. Niedaleko Lecce jest mała miejscowość San Foca nad morzem.
KM: W San Foca nie byłam. Z tym głównym placem w Lecce związana jest ciekawa historia. Otóż Mussolini uparł się, żeby rozwalić ten barokowy plac i wyciągnąć spod ziemi resztki amfiteatru rzymskiego. On wszędzie szukał powiązań ze starożytnym Rzymem. Na szczęście, kościół nie zgodził się na to, żeby zniszczyć cały plac, należał bodaj, przynajmniej częściowo do kościoła. Połowa została. A akurat barokowe zabytki w Lecce są niesamowite. Zresztą z tego słynie to miasto. Poza tym, z carta pesta, masy papierowej używanej do wyrobu figur, również dużych figur kościelnych.
W: W San Focca jest malutki port. Niedaleko jest grota „Grotta della Poesia”, wielka dziura w ziemi.
KM: Wiesz, ciągle mam wrażenie, że nawet w niewielkim stopniu nie wyczerpaliśmy tematu.
W: Bo, Apulia jest trudna do opisania. To jest bardzo specyficzny region. Bardzo ciekawy na wakacje. Fajnie je tam spędzić. Większość miasteczek położona jest a wzgórzach. Widać je z daleka. Natomiast, żeby przejechać z jednego do drugiego trzeba długo jechać, jak ja to mówię stepami i lokalnymi drogami. Na południu jest mało autostrad. Trzeba wszędzie jechać autem. Tam jest w ogóle bardzo dużo samochodów. Każdy ma po kilka i rzadko, które jest ubezpieczone.
My nie chcieliśmy tam mieszkać. Nie odnaleźliśmy się w tej kulturze. Oczywiście, na wakacje chcielibyśmy wrócić. To jest tani region. Tańszy niż na północy. Tam też się mniej zarabia.
Mnie nie podobało się kłamanie, oszukiwanie. Mnie to nie przypadło do gustu. Ja jak się umawiam na coś, to się umawiam. To mi się nie podobało.
Z Wojtek o Apulii rozmawiała Kasia Munnich
Zdjęcia: z zasobów Wojtka i Kasi Munnich
Przeczytajcie też:
Gargano: co zwiedzić na ostrodze włoskiego buta?
Wyspy Tremity: rajskie wyspy w pobliżu Gargano
Targ we Włoszech: tu trzeba przyjść