Na targ we Włoszech (mercato) trzeba się przejść. I to koniecznie! Nie chodzi mi o targ turystyczny. Trzeba iść na taki lokalny włoski targ z ubraniami, kosmetykami, słodyczami i lokalnym jedzeniem. Na taki, na który chodzą lokalsi.
Targ we Włoszech jest co tydzień
Targi we Włoszech zazwyczaj są raz w tygodniu (mercato settimanale). Kogokolwiek spytacie, będzie wiedział gdzie. To pytanie: gdzie i kiedy jest targ (dove e quando è il mercato settimanale?), jest kluczowe. Trzeba je zadać tuż po przyjeździe, zanim się zakwaterujecie w hotelu czy na kampingu. To mus.
Najlepsze targi są na południu Włoch
Najlepsze targi we Włoszech są na południu kraju. Uwielbiam te w Apulii (wł. Puglia) najlepiej w Vieste na Półwyspie Gargano. Chociaż nie tak dawno byłam na targu w Cesenatico, niedaleko Rimini, na Riwierze Adriatyckiej. Też był duży wybór. Chociaż, faktycznie targ na północy Włoch, to nie to samo co na południu, ale i tak polecam.
Na włoski targ trzeba iść rano
Na włoski targ idzie się rano. Moja siostra Ania na targu bywała już o 6.00, wtedy kiedy rozkładają ciuszki i faktycznie można wyszukać prawdziwe perełki. Szczególnie polecam „second handy” (widziałam tylko na południu Włoch), gdzie można kupić ubrania za 1-5 euro za sztukę.
Ciuszki, lokalne jedzenie i płyny do prania
Na włoskim targu jest też masę ciuchów butikowych i torebki. W prawdzie podróbki rzadko można już spotkać (jakby Was złapali na kupowaniu podróbki o której ani Gucci ani Prada nigdy nie słyszeli, płacicie mandat!), ale i tak wprawne oko wyszuka coś ciekawego. Poza tym, sprzedają tu różne kosmetyki, płyny do prania i płukania (tu jest dużo lepszy wybór niż w Polsce i lepsze zapachy).
Włoski targ to też lokalne jedzenie, czyli w Apulii sery: miękki, biały i świeży primo sale bądź wiszący, żółty, sezonowany caciocavallo. A także przyprawy, warkocze papryczek pepperoncino i tarallini – włoskich malutkich obwarzanków, w różnych smakach. A do tego kawa w każdych ilościach.
Targ we Włoszech to atmosfera, atmosfera i jeszcze raz atmosfera
Włoski targ to jednak nie tylko zakupy, tu idzie się przede wszystkim dla atmosfery. Gdzież indziej, jeśli nie tu, usłyszycie donośne nawołujące głosy: „Roba bella, roba buona” (piękne, tanie rzeczy)? I wiele, wiele innych haseł, typu: “Dai le arance, mandarini, mele e pere, melanzane, pepperoni, daiiii” (pomarańcze, mandarynki, jabłka i gruszki, bakłażany, pepperoni), “Ndiamo belli, ndiamo” (dajecie piękni, dajecie – w sensie kupujcie), “Tutta roba buona” (same piękne rzeczy)!
I inspiracja dla marketingowców!
To prawdziwy raj dla marketingowców. Tu można zobaczyć jak się skutecznie sprzedaje. Zaopatrzcie się wcześniej w gotówkę. Terminale raczej na targach we Włoszech nie istnieją, chociaż na północy dają paragony.
Oraz emocje!
Będą emocje i nowe znajomości! Ja na targu na straganach z używanymi ciuszkami, spotykałam wszystkich: lokalsów i turystów każdej nacji, i to w każdym wieku. Nic we Włoszech tak nie integruje, jak targ. A do tego, sprzedający doradzają i to naprawdę dobrze! Lustro, wyciągną nawet spod ziemi.
W lecie koniecznie przyjdźcie w bikini – nie będziecie miały problemu z mierzeniem. Obiecuję, ze będzie co i nikt bez zakupów nie wyjdzie. Aż mi się gorąco zrobiło na samą myśl. Upał, wrzawa i ta satysfakcja z zakupów, żadne inne miejsce, choćby najdroższy sklep przy Via Montenapoleone w Mediolanie nie zagwarantuje Wam tego! Bawcie się dobrze! Divertitevi, mi raccomando!
Przeczytajcie także:
Bolzano, Merano i Trento: shopping podczas zimowego wyjazdu